niedziela, 29 czerwca 2014

"Krokodylowa Skała" Luciusa Sheparda (cz.2)


Drugą partię przeczytanych opowiadań (pierwszą możecie znaleźć tutaj) otwiera "Łowca jaguarów". Autor znowu serwuje czytelnikowi zwarte i wyraziste opowiadanie, tym razem w roli bohatera osadzając Estebana Caaxa, który wbrew sobie zmuszony jest po latach wrócić do tytułowego fachu. Tym razem stawka jest jednak znacznie wyższa, celem ma być bowiem czarny jaguar - wytrawny łowca myśliwych, nieuchwytna, półrzeczywista bestia z krainy snów. Myśliwy staje przed wyborem pomiędzy lojalnością wobec zleceniodawcy a nabożną fascynacją tropioną zwierzyną, pomiędzy komfortami "cywilizowanego" życia a magicznym postrzeganiem świata, pomiędzy żoną a kusicielką, pomiędzy życiem doczesnym a jego mistycznym odbiciem. Każdy z tych wyborów ma swoją cenę, a żaden nie jest oczywisty. Zdecydowanie polecam, znakomite opowiadanie.


Dalej autor nie obniża lotów, bo "Cienie" okazują się utworem co najmniej równie dobrym. Shepard wraca do nurtu wojennego, ale punktem wyjścia jest tu powrót weterana do Wietnamu już po zakończeniu walk. Konfrontacja z widmem towarzysza broni staje się pretekstem do gorzkich samorozliczeń - bohater będzie musiał zmierzyć się z demonami przeszłości, stawić czoła uśpionym lękom, przełamać dawne uprzedzenia. Autor silnie zarysował tu charakterystyczny dla niego motyw wzajemnego przenikania się, niejako współzależności sfery życia i śmierci. W rezultacie otrzymujemy intrygujący utwór, wychodzący poza kartki na których został zapisany, skłaniający do refleksji i wewnętrznej wędrówki.

W "Salwadorze" Shepard rezygnuje już z półcieni i wrzuca nas w samo oko wojennego cyklonu, w szeregi oddziału rozpoznania. Tutaj, na szlaku śmierci i pożogi dawne skrupuły stają się zabójczym ciężarem, a wyrzuty sumienia czy napady paniki najlepiej zabić końskimi dawkami przydziałowych narkotyków. Fabuła początkowo rozwija się przewidywalnie, jednak w pewnym momencie twarda rzeczywistość totalnie czytelnikowi odjeżdża i może poczuć się jak naszprycowany stymulantami, strachem i adrenaliną żołnierz u progu obłędu. Gęsty antywojenny manifest z silnym pierwiastkiem magicznym i zarazem kolejny mocny punkt antologii.

Opowiadaniem "Żywot Buddy" autor wraca do nurtu bardziej obyczajowego i ponownie stawia na bohatera upadłego. Tytułowy Budda to człowiek życiowo przegrany, pomagier narkotykowego dealera zdegradowany niemalże do roli psa łańcuchowego, zobojętniały pod brzemieniem świadomości porażki. Biernie poddaje się nurtowi losu i jest bardziej obserwatorem niż uczestnikiem zdarzeń, przychodzi jednak chwila, że będzie musiał działać - przychodzi czas na ten zapomniany impuls, ostatnią iskrę człowieczeństwa, donośny finalny akord marnej egzystencji. A w tle magiczno-znachorskie obrzędy i niepokojąca płciowa transformacja. Doceniam odwagę Sheparda w przełamywania tabu, nie uważam się też za czytelnika szczególnie purytańskiego, ale uczciwie przyznaję, że nie jestem miłośnikiem tego typu genderowych motywów. W rezultacie (i przy braku innych, powalających atutów) opowiadanie na tle pozostałych podobało mi się umiarkowanie, choć nadal warte jest lektury.

W "Ostatnim razie" znajdziemy przejmujący zapis wyniszczającego związku, bardziej cielesnego niż emocjonalnego, będącego preludium upadku głównego bohatera. Trudno odmówić autorowi talentu w przedstawianiu zmian w relacjach między kochankami, ewolucji postrzegania drugiej osoby, wreszcie postępującej degeneracji osobowości, co subtelniejszych czytelników razić jednak mogą opisy zbliżeń ukazanych z niemal pornograficzną dosadnością. Nadal jest to jednak ciekawe studium człowieka uwikłanego, przeżeranego narastającą, destrukcyjną żądzą, która dawno utraciła treść i kontekst, równocześnie jednak świadomego nieuchronności swojego upadku.

Ogromne wrażenie zrobiło na mnie opowiadanie "W sercu prawa", które pomimo nieco odmiennej, bo więziennej scenografii, w pełni oddaje bogactwo stylu Sheparda i cechy charakterystyczne jego literackiego dorobku. Już na początku zwraca uwagę arcyciekawa koncepcja pozasystemowego ośrodka penitencjarnego - na poły mitycznej, tajemniczej Diamentowej Paki. Kiedy już tam trafiamy, jesteśmy równie zagubieni jak bohater, bo im więcej o niej wiemy, tym mniej jednoznaczny mamy jej obraz. Racjonalizm walczy tu z mistycyzmem, a na linii ich zderzenia autor pozostawia nas samych sobie. Znakomite, esencjonalne opowiadanie, z narastającą dawką surrealizmu.

Znalazła się w tej beczce literackiego miodu przysłowiowa łyżka dziegciu. "Białe pociągi" stwarzają wrażenie bowiem literackiego żartu, to po prostu sprośna gawęda snuta niby-wierszem. Niby i tutaj znajdziemy zderzenie świata realnego z czymś nie do końca rzeczywistym, ale i tak mocno zgrzyta to w zestawieniu z resztą opowiadań, a przyjęta konwencja wyraźnie Shepardowi nie służy. Rzecz całkowicie rozminęła się z moim gustem.

Na koniec zostawiłem sobie dwa utwory osadzone w zupełnie odmiennej konwencji. Pierwszy z nich, "Piękna córka łowcy łusek", to dość klasyczne opowiadanie fantasy, osadzone jednak w unikalnym uniwersum - na grzbiecie i we wnętrzu uśpionego od wieków smoka Griaule. Zwraca tu uwagę przemyślana, niespiesznie rozwijana fabuła, pomysłowość i konsekwencja w kreowaniu osobliwego świata, wiarygodne przedstawienie ewolucji charakteru bohaterki na przestrzeni czasu, autor oparł się też pokusom taniego moralizatorstwa. Interesujące jest też odwrócenie konstrukcji punktu zwrotnego - w pozostałych opowiadań ze zbioru świat realny ulegał przemianie za pomocą pierwiastka niewytłumaczalnego, tutaj zmiana magicznie postrzeganego świata ulega dokonuje się na skutek zdarzenia jak najbardziej realnego i to właśnie racjonalizm poznawczy jest kluczem do przetrwania tej przemiany. Bardzo ciekawy, plastycznie napisany i absorbujący utwór, gorąco polecam. Dla porządku należy zasygnalizować też, że "Piękną córkę łowcy łusek" oraz inne opowiadania Sheparda osadzone w tym uniwersum znaleźć można w antologii "Smok Griaule" wydanej w ramach serii "Uczta Wyobraźni" nakładem wydawnictwa MAG.

Z kolei "Ballada o Billu Pąklarzu" osadzona jest w anturażu typowym do science-fiction. Akcja opowiadania rozgrywa się bowiem na pokładzie stacji kosmicznej, z której wyruszają kolejne bezowocne ekspedycje w poszukiwaniu planety zdatnej do skolonizowania przez mieszkańców dogorywającej Ziemi. Trudno jednak po takim styliście jak Shepard spodziewać się technologicznych wywodów, więcej tu specyficznej poetyki kosmosu, zachwytu zimnym bezkresem, gorzkiego rozliczenia z mroczną stroną ludzkiej natury. Bogactwo języka i kilka ciekawych pomysłów czyni lekturę całkiem przyjemną, jednak nie są w stanie przykryć pewnych słabości utworu - profile psychologiczne bohaterów są mało przekonujące, brak jest wiarygodnych wzorców ludzkich zachowań, zarówno osobniczych ja i "stadnych", a motyw niepełnosprawnego intelektualnie członka załogi został rozwinięty dużo ciekawiej choćby przez Bishopa w "Krzyku serca". Mimo wszystko "Balladzie..." warto dać szansę. 

Po przeczytaniu całej "Krokodylowej Skały" na pierwszy plan przebija się osobliwa refleksja. Wydaje mi się, że Shepard lepsze wrażenie robi w antologiach, gdzie zestawiony jest z innymi pisarzami - tam jego magiczny, zdobny styl pisania błyszczy silniejszym, bo niepodzielnym blaskiem. W autorskim zbiorze widać już podobieństwo w konstrukcji większości utworów, powtarzalność pewnych motywów, zbliżoną tonację i estetykę. Nie jest to nic rażącego, ani oczywistego, jednakże przy samodzielnej lekturze każdego z tych utworów ekscytacja czytelnika byłaby większa. Tak czy inaczej "Krokodylowa Skała" to świetna antologia, po prostu nie wypada jej nie znać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz