poniedziałek, 9 czerwca 2014

"Atmosphaera Incognita" Neala Stephensona

Na wstępie winien jestem wyjaśnienie - nie należę do zakonu najgorliwszych wyznawców talentu, choć niewątpliwego, Neala Stephensona. Owszem, zawsze byłem pod wrażeniem starannie przygotowanego tła jego utworów, z którego przebija mrówcza praca nad zabraniem wiarygodnego i spójnego materiału. Nie przeczę, też że opasłe tomiska jego autorstwa dumnie wypinają grzbiety na moich półkach czekając na moją nierychłą emeryturę lub wprowadzenie na rynek duplikatora wolnego czasu. Zawsze jednak przy lekturze miałem wrażenie obcowania z wyjątkowym, twórczym umysłem, ale idącym w parze z chłodnym duchem.


Dlatego też z pewnymi wyrzutami portfela zdecydowałem się na zakup najnowszego wydania specjalnego Fantastyki, w którym opublikowano opowiadanie Neala Stephensona "Atmosphaera Incognita". Utwór jest bardzo poprawny, utkany wokół interesującej idei - budowy niebosiężnej wieży - i jak zwykle u Stephensona towarzyszy mu wnikliwa analiza wszelkich aspektów tak monumentalnego przedsięwzięcia (technicznych, socjologicznych, psychologicznych, gospodarczych etc.). Brak tu jednak życia, emocji, żaru, a szczątkowa fabuła i ledwo naszkicowane postacie to tylko pretekst do spenetrowania nieznanego obszaru u progu naszego świata, białej plamy na jego makiecie.

Lektura w pewnej mierze potwierdziła moją diagnozę: Stephenson to inspirujący wizjoner, przy tym rzetelny, poszukujący i pomysłowy pisarz - jego utwory przynoszą mi wiele intelektualnej satysfakcji i materii do przemyśleń, ale pobudzenie we mnie żywszego przepływu krwi przychodzi mu z trudem. Tym razem było podobnie - czytałem z chłodnym zainteresowaniem, muszę jednak przyznać, że napotkanie w dzisiejszych czasach tak solidnego kawałka literatury bardziej "science" niż "fiction" to wielka przyjemność dla miłośnika gatunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz