Moja znajomość dorobku pisarskiego Luciusa Sheparda sprowadzała się dotychczas do opowiadania "Jasna Zielona Gwiazda" zawartego w siódmym tomie "Rakietowych Szlaków". Utwór bardzo przypadł mi do gustu, dlatego ze sporymi nadziejami zagłębiłem się w gęstwinę kartek "Krokodylowej Skały", antologii najbardziej uznanych, nagradzanych opowiadań tego autora. Poniżej znajdziecie kilka luźnych refleksji na temat pierwszej części opowiadań, w miarę postępu w lekturze opublikuję ciąg dalszy.
Zbiór otwierają "Gwiazdy widziane przez kamień",
zgrabna metafizyczna opowieść o tajemniczych falach natchnienia nawiedzających
robotnicze miasteczko Black William w Pensylwanii. Otrzymujemy tu kawałek
bardzo opanowanego, świadomego pisarstwa - na pierwszy plan wybija się
sumiennie, niespiesznie rysowane tło obyczajowe, wiarygodne profile
psychologiczne bohaterów i wstrzemięźliwe dozowanie napięcia, a w dalekim tle
zdaje się przemykać cień samotnika z Providence. Przykład dość
satysfakcjonującej, choć nie zachwycającej lektury, pozostawiającej wszakże
sporo przestrzeni do snucia domysłów.
Z kolei "Bestia z matecznika" to gorzkawe opowiadanie w
stylistyce noir, przedstawiające historię niedowidzącego boksera w schyłkowym
okresie dogasającej kariery, któremu ringowi oponenci roją się jako
człekokształtne monstra. Czy to sponiewierany latami obijania mózg podsuwa mu
koszmarne urojenia? Czy umysł zastępuje szalonymi fantazmatami to, co umyka
szwankującym oczom? A może, o zgrozo, bohater tylko przeniknął miraż, zasłonę
pozoru i otworzył się na rzeczywisty obraz świata - dzikiego, wypełnionego
pierwotnymi bestiami? I jak poradzi sobie w starciu z osławionym Vederottą,
ukoronowaniem dotychczasowego bestiarium, koszmarem prosto z jądra toczącego go
strachu? Bardzo dobre, zawiesiste i trzymające w napięciu (mimo pewnej
przewidywalności) opowiadanie, w sposób typowy dla Sheparda balansujące na
krawędzi majaków i jawy.
W podobnym klimacie utrzymana
jest "Krokodylowa skała",
która zabiera czytelnika w oniryczną, duszną wyprawę w głąb Afryki, co rusz
dając nura pod powierzchnię rzeczywistości. Autor w sugestywny sposób buduje
drgający, niejednoznaczny obraz świata, w którym przeszczepiona przez zachodni
świat biurokracja przenika się z pierwotnym, rdzennym porządkiem rzeczy. Czuć w
lekturze ciężar afrykańskiego powietrza, oleistą rozciągliwość czasu,
zwodniczość zmysłów i rozumu oraz podskórny, bębniący okultyzmem puls Czarnego
Lądu. Wielbiciele stylistyki w rodzaju "Harry'ego
Angela" i "Jądra
ciemności" (względnie "Czasu
Apokalipsy") będą zachwyceni, pozostali czytelnicy też nie znajdą
powodów do narzekań.
W zbiorze nie brakuje opowiadań
opisujących traumę wojenną, jednakże nie w duchu martyrologicznym - jest ona
bardziej scenografią i pretekstem do wspomnianego zacierania granic pomiędzy
okrutną rzeczywistością a sferą ponadnaturalną, często nie mniej brutalną.
Typowym przykładem jest "Delta
Cwaniak Słonko", utwór zwięzły, gęsty i nieoczywisty, poruszający się
po krawędzi realności, po krawędzi moralności. Czytelnik może poczuć się tu
równie zagubiony, co bohaterowie. Co jest prawdziwe, a co się tylko takim zdaje?
Czy w oceanie szaleństwa można zachować rozsądek, a może to właśnie poddanie
się jego falom da większą szansę na przetrwanie? I czy da się prawdziwie wrócić
z Wietnamu? Plastyczny styl pisania Sheparda przywołuje czytelnikowi kadry
wyjęte żywcem z "Plutonu"
czy "Good Morning Vietnam".
Mocny punkt tego zbioru.
Pozostając w sferze filmowych
skojarzeń "Przepustkę"
najłatwiej byłoby chyba zestawić z "Łowcą
jeleni", doprawionym jednakże sporą dawką niesamowitości. Fabuła
sennie meandruje po brudnych uliczkach San Francisco de Juticlan i zakamarkach
umysłu Davida Mingolli, artylerzysty z pierwszej linii walk w gwatemalskiej
dżungli. Pijaństwo, narkotyki, pozazmysłowe postrzeganie, strach, namiętność,
obłęd, bitewna trauma - wszystko miesza się tutaj i przenika, wykrzywiając
obraz świata i zacierając granice realności. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że
opisywany utwór jest częścią większej całości - stanowi pierwszy rozdział
powieści "Life During Wartime",
wydanej u nas staraniem Zysku pod jakże twórczym tytułem "Zielony kocur diabła", więc bez jej znajomości mogą
umknąć czytelnikowi pewne fabularne rozwinięcia, wyjaśnienia i zamysły autora
(nie brak jednak głosów, że "Zielony kocur diabła" to już tylko
rozwałkowywanie tematu). Z drugiej strony "Przepustka" odczytywana
jako samodzielny utwór broni się całkiem nieźle, autor unikając
moralizatorskiego tonu obnaża bezsens wojny, destrukcję wewnętrzną jej
uczestników, obłęd kiełkujący ze strachu.
Najkrótszym, ale i najbardziej
emocjonalnie skondensowanym opowiadaniem jest "Upadek Kuby", w którym Shepard sięga po postać
legendarnego Rozpruwacza z Whitechapel. Banał? Nic bardziej mylnego, autor
odkrywa przed czytelnikiem porażający obraz człowieka zniewolonego swym
szaleństwem, udręczonego, niemal zezwierzęconego, rozdzieranego przez uśpionego
w nim demona krwi na kształt filmowego "Czerwonego
Smoka". Mocne, brutalne opowiadanie, ale zdecydowanie warte uwagi.
Ciąg dalszy nastąpi.
Ciąg dalszy nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz