Lektura drugiej puli opowiadań skończona (pierwszą część znaleźć można tutaj), więc pora przedstawić kolejne refleksje.
Każdy zbiór opowiadań ma swoje lepsze i gorsze punkty. Do tych drugich należy „Jezioro światła” pióra Jacka Williamsona, utwór strasznie już brodaty, staroświecki, schematyczny i naiwny. Znajdziemy w nim składniki fantastyki klasy B, które do dzisiejszego dnia przemielono już setki razy - wyprawa w niedostępny zakątek globu, nieustraszony awanturnik, tajemniczy artefakt, groteskowi obcy oraz nieskazitelnie piękna dama w opałach. W porównaniu z podobnymi tytułami, zalegającymi regały z tanią książką "Jezioro światła" broni się tylko metryką (1931 rok) i chyba właśnie w uznaniu historycznych zasług znalazło się w "Złotym Wieku SF" (w moim przekonaniu na wyrost). Można sobie podarować bez żalu.