Z dorobkiem Ilji Warszawskiego czytelnicy tego bloga
zetknęli się pewnie niejeden raz, choćby przy lekturze "Rakietowych
Szlaków". Opisywana antologia wydana przez Solaris w ramach serii
Galaktyka Gutenberga zawiera jednakże utwory premierowe dla polskojęzycznego
czytelnika. Czy warto po nią sięgnąć, czy też dotychczasowy brak
zainteresowania wydawców poniższymi tytułami jest usprawiedliwiony ich niższymi
walorami literackimi? Spróbujmy się przekonać.
Zbiór otwiera opowiadanie "Jane", które stawia
pytanie jak dalece człowiek powinien ingerować w naturę i odruchy żywych istot.
Czy da się kota nauczyć chodzenia na dwóch łapach na tyle trwale, by przekazał
tę umiejętność swojemu potomstwu? A jeśli tak, to czy jest to moralne i jakie
upiorne skutki może wywołać? Utwór nie przypadł mi do gustu i moim zdaniem
plasuje się poniżej średniej oceny całej antologii.
Z kolei "Słońce zachodzi w Donomagu" zabiera czytelnika w wykreowany
przez autora dystopijny świat i straszliwie ponura jest to wycieczka.
Znajdziemy tu mechaniczne miasto-Molocha rodem z gigerowskiego koszmaru, bezduszną eugenikę, kontrolę myśli, maszynę jako narzędzie niekończącej się udręki (kłania
się As od Harlana Ellisona), totalne zniewolenie, wręcz odczłowieczenie jednostki i wściekłą jej bezsilność. Mroczne, sugestywne i poruszające
opowiadanie.
Nie zachwyca za to opowiadanie "Coś nowego o Sherlocku
Holmesie". Rozwija się jak klasycznie archaiczny kryminał, by zaskoczyć
fabularnym zwrotem. Fantastyka robi tu za skromny element dekoracji, a utwór
jest raczej pastiszem gatunku niż jego rozwinięciem. Można pominąć bez poczucia
straty.
Dużo lepiej w konwencji kryminału autor znajduje się w
opowiadaniu "Fantastyka wkracza w kryminał, czyli ostatnia sprawa
komisarza Debret". Zagadkę zabójstw członków zamożnej familii
rozwikłać próbuje wytrwany francuski śledczy, którego poczynania obserwuje stażystka z Kraju Rad. I tutaj nie obejdzie się od
fabularnego wirażu, kiedy zderzą się dwie wersje rekonstrukcji zbrodni. Rzecz
napisana całkiem sprawnie, ale fantastyki jeszcze mniej niż w przywołanym wyżej
utworze.
Do świata Donomagu wracamy w nostalgicznym
"Fiołku". To sentymentalna opowiastka o zmechanizowanej rzeczywistości,
reliktowych roślinach utrzymywanych w swoistym skansenie oraz niemożności
odtworzenia świata, który zniszczyliśmy. Skromny utwór, daje do myślenia, ale
nie rozwija skrzydeł. Sprawdza się tylko jako element szerszego zbioru tekstów.
Czytając zbiór czekałem na coś naprawdę mocnego i doczekałem
się przy opowiadaniu "Staruszkowie", gorzko-sentymentalnej opowieści
o przywiązaniu człowieka do rzeczy i nadawaniu im cech ludzkich. Ale czy leciwy
komputer, który wspierał naukowca przez lata, dzieląc z nim słodki smak sukcesu
i gorycz porażek można nazwać "rzeczą" i odstawić na strych świata
nauki?
Obsadzony w roli okrętu flagowego zbioru "Ostatni
wieloryb" to kolejne niezwykle udane opowiadanie. W zgrabną klamrę spina
przejmujący obraz konsekwencji rabunkowego gospodarowania ludzi na rodzimej planecie
z wizją desperackiego exodusu w kosmos. Reminiscencja groteskowych łowów na
ostatniego wieloryba nabiera innej wymowy gdy zadać sobie pytanie czy ludzie są
jedynymi łowcami w kosmosie. Oprócz cierpkiej refleksji zaznamy przy lekturze i
czarnego humoru, w bardzo zgrabnych proporcjach. Zdecydowanie polecam.
W znakomitych "Karaluchach" autor snuje
fatalistyczną wizję przyszłości, w której populacja nie kwalifikująca się do
hermetycznej kasty wybitnie uzdolnionych staje się niemal bezużyteczna,
wszystkie prostsze prace wykonuje gargantuiczna taśma produkcyjna. Jedynym
zadaniem "gorzej urodzonych" jest rola gorliwych konsumentów, siłą
bezrozumnego apetytu na zbędne sprzęty zdolnych napędzać tempo produkcji.
Talent jest jednak stopniowalny i chowem wsobnym nie da się go wyizolować, a
zdolnych zawsze da się zastąpić zdolniejszymi... kimkolwiek lub czymkolwiek by
nie byli. Świetne, choć straszliwie pesymistyczne opowiadanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz