poniedziałek, 29 grudnia 2014

"Maszyna" Wiktora Żwikiewicza (cz. 1)

Z końcem roku miałem wreszcie chwilę czasu, by przysiąść nad "Maszyną", czyli zbiorem opowiadań Wiktora Żwikiewicza. Uczciwie przyznaję, że wcześniej miałem przyjemność czytać tylko "Balladę o przekleństwie" jego pióra, ale utwór ten trafił na tyle celnie w moją literacką wrażliwość, że nie mogłem doczekać się dalszych spotkań z twórczością autora.

Już na początek czekało mnie spore zaskoczenie. "Instar Omnium" to zabawna, napisana lekką ręką i bez zadęcia satyra, o którą prędzej podejrzewałbym Sheckley'a niż Żwikiewicza. To sympatyczna opowiastka o Bado, obiboku z kosmicznej akademii, który w ramach rutynowego semestralnego zaliczenia ma samotnie przebadać nieciekawą planetę. Zrządzeniem losu trafia na nią również podobny mu leser z innej akademii. Oba lekkoduchy dogadują się mgnieniu oka i łączą siły w eksploracji okolicy, szczególnie się przy tym nie przemęczając. Ich współpraca układa się koncertowo do czasu pierwszego, epokowego zetknięcia z obcą cywilizacją, które stanie się właśnie ich udziałem. Znakomite opowiadanie, równocześnie pocieszne i przewrotne, bezceremonialnie grające z konwencją pierwszego kontaktu.

"Wołanie na Mlecznej Drodze" znacznie bardziej odpowiada temu, czego się po autorze spodziewałem. Znajdziemy tu wszystko, czego dobremu tekstowi potrzeba: plastyczny, zdobny język opowieści, pierwszorzędny klimat, intensywne emocje, a nade wszystko pomysł, który obroni się nawet wobec osób uczulonych na barokowy w formie styl pisania Żwikiewicza. To głęboko poruszająca opowieść o kosmicznym rozbitku samotnie przemierzającym wymarłe miasta obcej planety, nokturn o śmierci cywilizacji i jej rozpaczliwym wołaniu w pustkę. Mocarny utwór, a zakończenie po prostu wyrywa z kapci.

"Zerwane ogniwo" jako pisarski debiut autora wypada bardzo przekonywująco. Penetruje najciemniejsze zakątki ludzkiej duszy, nawiązując do badań nad więźniami obozów koncentracyjnych i obrazując ich potajemną kontynuację. Utwór już z racji podejmowanych zagadnień ma swój ciężar i gęstość, znajdziemy tu bowiem koncepcję przeszczepiania matrycy osobowości celem osiągnięcia dziedziczności wiedzy (dla wielopokoleniowej pracy nad zbrodniczymi projektami), znajdziemy żądzę totalitarnej władzy nad ludzkimi zachowaniami i myślami, ale też okruch sumienia, płomyk nadziei na odkupienie win. Poruszające opowiadanie, choć trudne w odbiorze, którego nie ułatwia spora ilość suchego, naukowego żargonu.

Mocno w naukowej konwencji osadzeni są również "Podpalacze nieba", choć i tutaj esencję stanowią pytania o moralną kondycję człowieka i konsekwencje stworzenia Sztucznej Inteligencji (tu autor przygotował niespodziankę), o autodestrukcyjne zapędy naszego gatunku i nieuchronność przeznaczonego końca. Mocno brzmiący i totalny w swojej skali utwór, stanowczo wart uwagi.

Dwa kolejne utwory bardziej odchodzą od "science" na rzecz "fiction" i chyba w takiej formule autor odnajduje się lepiej. W "Kłamstwie" przez pewien czas mami czytelnika wizją beztroskiego życia dwojga ludzi w bliżej nieokreślonej, idyllicznej krainie. Istnieją tylko dla siebie i przepędzają dni ciesząc się sobą. Ale w tym sielankowym obrazie jest jakaś powiększająca się skaza, nieuchwytny feler, niczym powoli opadająca iluzja. "Kłamstwo" to napisany bardzo przystępnie, ale mocny, wyrazisty utwór, który gryzie czytelnika długo po zamknięciu książki.

W podobnej melancholijnej tonacji osadzone jest "Marzenie", opisujące losy bezdomnego chłopca, pogrążonego bez reszty w świecie fantazji, mocą wyobraźni przemierzającego pustynie Marsa, z dala od jego więdnącego ciała. Sugestywne i nieoczywiste opowiadanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz